
Antropologowie nie bez powodu tak dużą część swojego naukowego wysiłku poświęcają podróżowaniu – bo w nim kryje się wiele prawd dotyczących naszego, ludzkiego gatunku. Gdybyśmy więc sięgnęli po opasłe i zakurzone tomiska wypełnioną wiedzą antropologiczną, dowiedzielibyśmy się, że człowiek podróżował w zasadzie od zawsze. Najpierw – w poszukiwaniu pożywienia, pastwisk, łowisk, terenów uprawnych, bezpieczniejszych schronień. Niewiele później (a może nawet w tym samym czasie, kiedy już zaczęliśmy się na potęgę mnożyć) – by podbijać lub by przed podbojem uciekać.
Gdy odkryliśmy dla siebie handel – zaczęliśmy przemierzać świat, by kupować i sprzedawać; jeszcze potem – ruszyliśmy za oceany, by poznawać i zawłaszczać nowe światy. Stosunkowo niedawno odkryliśmy podróżowanie dla przyjemności i z ciekawości – czyli turystykę. Ale kto wie, czy nie najbardziej fascynującym i złożonym (a jednocześnie bardzo starym) typem podróżowania jest pielgrzymowanie, czyli nawiedzanie różnych miejsc świętych, by swój podróżny trud ofiarować najwyższym instancjom – w podzięce, po prośbie i w każdym innym celu. Ożywieni tą szczytną tradycją nasi tegoroczni już-prawie-maturzyści w przeddzień zakończenia swego ostatniego w Liceum roku szkolnego także podjęli pielgrzymi znój, by na ścieżkach pasyjnych Kalwarii Zebrzydowskiej i w tamtejszym sanktuarium, u stóp Matki Bożej Kalwaryjskiej, złożyć… no właśnie, co? Prośby o wstawiennictwo na czas matur i późniejszych, dorosłych już decyzji? Zapewne tak. Dziękczynienie za piękny i nieuchronnie kończący się czas szkolnej młodości? Kto wie, czy tej radosnej wdzięczności nie było nawet więcej…