
Otrzęsiny – choć wydają się tylko zabawą – są zwyczajem leciwym i dostojnym (zresztą wystarczy odrobina wiedzy kulturoznawczej, etnologicznej lub antropologicznej by zorientować się, że mało jest rzeczy poważniejszych niż zabawa). Ich początki sięgają tego ważnego momentu, kiedy na naszym kontynencie rosną w siłę uniwersytety – a jest to przecież coś, co na zawsze zmieniło bieg dziejów Europy (i reszty świata też).
Kiedy więc na akademie i do wszechnic przyjmowano już coraz liczniejsze rzesze żaków i kiedy skutkiem tego zaczęła wyodrębniać się swoista kultura studencka – zrodziły się też pomysły, by młodych kolegów przyjmować w poczet studentów nie tylko oficjalnie i patetycznie, ale też nieformalnie i zabawowo; w staropolszczyźnie używano określenia „otrzęsać”, czyli zrzucać z młodzieńca dziecko i nieuka, a przyoblekać go w dorosłość i czynić gotowym na zdobywanie mądrości – stąd właśnie otrzęsiny.
Wierni tej tradycji już w dzień po uroczystym ślubowaniu starsze koleżanki i koledzy zapędzili naszych pierwszoklasistów do szkoły, by bawić ich konkursami, grami, turniejami, tańcami… Fantastyczna impreza z godziny na godzinę rozkręcała się coraz potężniej, a co najważniejsze – wcale nie chciała się skończyć. Mamy więc pewność, że wszyscy zostali solidnie „otrząśnięci” i czują się teraz jeszcze bardziej uczennicami i uczniami Liceum Pijarów niż kiedykolwiek wcześniej!...